Dzień trzynasty
Lido di Volano - Ravenna - Classe - Cervia (17.08.2007)
(t= 6.01 h śr.= 15.4 km/h dyst.= 90 km)
W nocy było słychać odgłosy jakiejś zabawy. Zaniepokoiły mnie jednak inne dźwięki. Musiałem wyjść z namiotu i "nauczyć się" okolicy. Później już spałem spokojnie. Pobudka o g. 5.40. Wyruszam o 7.00. Temperatura 23 °C i do tego mgła. Dojeżdżam do Porto Garibaldi i robię zakupy w supermarkecie. Spotykam Polaka który od 6 lat jest we Włoszech. Ostrzega mnie przed dużymi miastami i tamtejszymi złodziejami, głównie Polakami. Sam śpi przy restauracji przy której pomaga i żebrze przy supermarkecie. Uzbiera ok. 30 € dziennie. Polacy przy pracach polowych zarabiają po 20 €. Siedzi do 11.00. a później się chowa przed upałem i ma to wszystko gdzieś.
Troszkę sobie pogadaliśmy. Podawał np. sposób na zagrzanie posiłku. Bierzesz puszkę od piwa. Nalewasz denaturatu. Podpalasz i kładziesz na to jakiś garnek. Niepotrzebny jest palnik i gaz. Ruszam dalej główną drogą do Ravenny. Skręcam nad morze. Tam droga jest słabo oznakowana i muszę wracać do głównej. W ogóle drogi we Włoszech nie są najlepiej oznakowane. Jest też zasada: wszystkie drogi prowadzą na autostradę.
Dojeżdżam do Ravenny. Znajduję bardzo dobry sklep rowerowy i kupuję sobie bloki do sandałów spd bo lewy straciłem jeszcze przed Wenecją. Poluźniły mi się w czasie mojej wędrówki przez Alpy. Zapłaciłem 8 €. Dramatu nie ma. Wcześniej na otwarcie sklepu w związku ze sjestą musiałem czekać ponad 1 h. Próbuję wyjechać z Ravenny. Trwa to ponad 2 h. Pytam się po drodze 10 osób, także policjantów. Nikt jednak nie jest wstanie mi wyjaśnić całej drogi wyjazdu. Tak jest skomplikowany. Trzeba m.in. przejechać przez parking hipermarketu. Na pociechę kupuję sobie bardzo dobre lody.
Zakupy zrobiłem w hipermarkecie. Przy wyjeździe należy się pytać o miejscowość Classe. Spotykam Polaków którzy mnie zawołali siedząc przy stoliku (miałem znaczek PL). To była restauracja przy domu kultury którą prowadziła Polka. Reszta pracowała w okolicy. Poczęstowali mnie wodą z cytryną. Trochę porozmawialiśmy i po 45 min. ruszam dalej. Mijam Mirabilandię czyli park rozrywki. Zaczynam rozglądać się za noclegiem. Znajduję go na polu. Gdy się rozbijam, za wałem ochronnym słyszę grupę Francuzów. Mają jakiś przemarsz ekologiczny. Nikt mnie jednak nie zobaczył i mogę spać spokojnie.