Dzień Szósty
Suchowola - Dąbrowa Białostocka - Mikaszówka (5.07.2008)
(t= 4.40 h śr.= 14.4 km/h dyst.= 67 km)
Całą noc pada. Namiot jednak świetnie wytrzymuje. Deszcz ustaje o g. 8.00 i wtedy zaczynam się pakować. Wyruszam o g. 9.40. Za chwilę dojeżdżam do Suchowoli. Jak się okazało jest to geograficzny środek Europy. Na placu przed szkołą gra holenderska orkiestra, która przygotowuje się do Europarady. Idę do przy parafialnej izby pamięci ks. Jerzego Popiełuszki, który w Suchowoli chodził do szkoły, a niedaleko stąd się urodził. Po zwiedzaniu zostaję zaproszony na obfite śniadanie. Dobrze, że jeszcze nic nie jadłem.
Jak się dowiaduję ks. Wojciech pracujący w tej parafii, z którym chwilę rozmawiam, chodzi na dalekie piesze pielgrzymki. Był np. w Rzymie do którego szedł 44 dni. Wykładowca łaciny i greki w seminarium białostockim towarzyszy mi przy posiłku. Opowiada o tutejszej sytuacji kościoła, także w relacji do prawosławnych. Dotychczas zrobiłem 9 km, ale takiej gościny się nie odmawia. Gospodyni kilka razy mi powtarza, że towarzyszy mi Matka Boża. O g. 12.00 ruszam dalej. Mijam rowerzystę, który opowiada mi o swoich dwóch sztucznych biodrach. A mimo to jedzie na rowerze. To tak do przemyślenia. Życzy mi dobrej podróży. Z wzajemnością.
Po drodze proszę o wodę miłych gospodarzy i dopytuję się o drogę. Robię im zdjęcie. Droga jest spokojna. Są długie i niezbyt strome podjazdy. Podobnie i zjazdy. Kieruję się na Dąbrowę Białostocką i Lipsk. Przejeżdżam przez Biebrzę i dalej na Mikaszówkę. Prowadzi do niej nowa wąska, ale piękna droga asfaltowa. Wręcz bajkowa. Nie ma jej nawet na mapie. W pewnym momencie słyszę jakiś hałas w lesie. Nie wiedziałem co to było. Może żubry? Okazało się, że to leśną ścieżką przepędzano krowy.
W Gruszkach proszę babcię o wodę ze studni. Woda jest bardzo orzeźwiająca. Dzisiaj jest znowu ciepło. Około 30 °C. Babcia niestety uciekła, kiedy chciałem jej zrobić zdjęcie. W Mikaszówce przebiega przez Kanał Augustowski kajakowy szlak papieski Tajemnic Światła. Tutaj Karol Wojtyła, jak niesie wieść, nie został wpuszczony na plebanię i spał w stodole. Jestem na terenie gminy drugiej co do rzadkości zamieszkania w Polsce. Pierwszą pozycję zajmuje gmina znajdująca się w Bieszczadach. Parafia liczy ok. 500 rodzin i ma 3 kaplice. Jest rozległa na 30 km. Zaczyna padać deszcz. Czekam chwilę w drewnianym kościele, który ma 100 lat. To był przelotny deszczyk. Mogę więc jechać dalej. Za miejscowością zaczyna jednak lać i błyska. Robi się nieciekawie.
Czekam ok. 1 h na przystanku. Chciałem dojechać jak najbliżej Sejn ale nie ma to sensu. Po przejechaniu ok. 5 km wracam. Dzięki uprzejmości proboszcza dostaję klucze do starej plebanii żeby tam przenocować. Dostaję także klucze do kościoła i sam odprawiam Mszę św. Później obchodzę całą wioskę. Deszcz jeszcze siąpi. Mam okazję w spokoju przemyśleć całą trasę. Stwierdzam, że wypad do Wilna byłby zbyt szalony. Na biodrze wyskoczył mi jeszcze nieprzyjemny wrzód. Rezygnuję więc z tego wyjazdu. Robię małe pranie i biorę prysznic w ciepłej wodzie.