Dzień siódmy
Mikaszówka - Dąbrowa Białostocka - Różanystok - Sokółka (6.07.2008)
(t= 5.17 śr.= 14.6 km/h dyst.= 77 km)
Rano zastanawiałem się, czy nie zostawić tu rzeczy i pojechać do Sejn, ale okazało się to niemożliwe. O g. 9.00 odprawiłem Mszę św. i pojechałem z proboszczem do Rudawki. Zwiedzam śluzę i punkt graniczny z Białorusią. Granica przebiega przez środek kanału Augustowskiego. Uprzejmy strażnik graniczny opowiada mi jak to niektórzy przekraczali granice bez wizy i wracali po dwóch tygodniach z Mińska. Dziękuję pięknie proboszczowi i na trasę ruszam o g. 12.30. Jest słonecznie. Wracam tą samą bajkową drogą do Lipska. Tym razem zajeżdżam do Dąbrowy Białostockiej. Jak dla mnie nie jest za ciekawa.
Kieruję się na sanktuarium maryjne w Różanymstoku. Gospodarzą tutaj księża Salezjanie. Akurat jest niedzielna Msza św., więc oglądam wszystko tylko z zewnątrz. Można skorzystać z darmowych toalet, zresztą bardzo porządnych. Teraz najbliższa miejscowość docelowa to Sokółka. Jadę wolno - do 17 km/h. W pewnym momencie czuję uślizgi tylnego koła. Nie mogę zapanować nad rowerem. Patrzę się czy może jest rozcentrowane. Ale nie. Okazuje się, że została przecięta opona na 0.5 cm i przebita dętka. Napompowałem dętkę, ale po pewnym czasie jest to samo.
Nie chce mi się już zmieniać dętki więc pompuję tak kilka razy. W Sokółce jestem o g. 19.00. Właśnie skończyła się Msza św., ale nie zastałem żadnego z księży. Kieruję się na Bohoniki. Zaczyna jednak lać i wracam nad zalew w Sokółce. Tutaj jako jedyny biorę kąpiel i szukam noclegu. Znajduję go w zagajniczku przy cmentarzu. Tu są najpewniejsi sąsiedzi.