Dzień czternasty
Rejowiec - Krasnystaw - Zamość - Józefów (14.07.2008)
(dyst.= ok. 80 km)
Budzę się o g. 7.30. Noc przebiegła spokojnie. Restauracja była zamknięta do g. 8.00. Jak zawsze został włączony alarm tak, że nie miałem szansy wyjść wcześniej, ale o tym zostałem wcześniej powiadomiony. Na śniadanie zamawiam jajecznicę z chlebem i herbatę. Płacę „tylko” 9 zł. Jadę do pałacu by zobaczyć go za dnia. Prezentuje się całkiem nieźle. Później kieruję się na Krasnystaw. Od początku jest bardzo ostry podjazd. Ma on nawet 8%. Jest bardzo duży ruch, szczególnie ciężarówek. Na szczęście jest pobocze. W miejscowości Krupe zwiedzam ruiny zamku.
W Krasnymstawie widzę wielkie inwestycje z funduszy unijnych. Rozkopano cały rynek. Przeznaczono na niego 15 mln zł. Budowany jest także stadion za 13 mln zł. Tego dowiedziałem się od pracujących tu brukarzy. Idę na pocztę i odsyłam do domu 6,5 kg bagażu z sakwami przednimi. Od razu czuć różnicę. Teraz zupełnie inaczej się jedzie. Bez problemu na pieszo prowadzę rower po mieście, co wcześniej nie było takie łatwe. Za Krasnymstawem jest bardzo długi podjazd. Temperatura jest bardzo zmienna (22 - 30 °C). Zależnie od tego czy jest słońce czy go nie ma.
W Zamościu jestem około g. 16.00. Jadę do parku miejskiego. Tam kryję się przed przelotnym deszczem. Spotykam woźniców wożących turystów. Przejażdżka wokół rynku przez 10 min. to koszt 30 zł. Na dalszej trasie przejażdżka przez ok. 20 min. kosztuje 50 zł za wszystkich. Jestem na słynnym rynku zamojskim. Podziwiam piękne kamienice i ratusz. Zaczyna dość mocno padać ok. g. 17.30. No cóż trzeba jechać dalej bo zrobiłem niezbyt wiele kilometrów. Po pół godzinie przestaje padać. Za Zamościem jest wiele miejscowości przechodzących jedna w drugą. Później jest bardziej dziko. Niestety zepsuł mi się licznik dlatego przejechane odległości podaję odtąd orientacyjnie.
Kieruję się na Krasnobród. Muszę podjechać na jak dotychczas najwyższe wzniesienie. Było to prawie 300 m npm. Myślałem że już stanę ale jakoś się udało. Później jest ostry i długi zjazd. I dalej płasko. I znowu podjazdy, ale już nie tak strome. Robię się głodny więc wyciągam jedzenie. Rozglądam się czy nie znajdę tutaj noclegu, ponieważ pora już jest późna (po g. 20.00). Z tym nie ma większego problemu ponieważ znalazłem się w środku lasu. Trzeba tylko znaleźć jakieś w miarę płaskie miejsce. Po rozbiciu namiotu słyszę odgłosy zwierząt wcześniej mi nie znane. Ich dźwięk koi mnie do snu.