Dzień szesnasty
Zielonka - Kolbuszowa - Przecław - Tuchów (16.07.2008)
(dyst.= ok. 100 km)
Na noclegu udało się wysuszyć namiot i pokrowiec na rower. Dziękuję gospodarzowi i daję mu 10 zł chociaż nie chce przyjąć. Narzeka na ceny żywca. Dwadzieścia lat temu kilogram kosztował 4,5 tys. zł. Dzisiaj 4,50 zł czyli w przeliczeniu tyle samo. A ceny wszystkiego poszły w górę. Ruszam o g. 9.00. Do Kolbuszowej jest dosyć duży ruch. Także ciężarowy, ale idzie wytrzymać. Zakupy robię w Raniżowie. W Kobuszowej jadę do skansenu. Jest dość rozległy i ciekawy. Polecam jego zwiedzenie.
Później skręcam na Niwiska. Tutaj jest o wiele mniejszy ruch. Nawierzchnia taka sobie. W Przecławiu zwiedzam zespół pałacowo - parkowy. Mijam duże i bogate miejscowości wypoczynkowe na rzeką Wisłoką. Jest nowa nawierzchnia drogi. Od Lipin znów asfalt do niczego. W Pilznie odprawiam Mszę św. Dowiaduję się, że wikariusz z którym razem odprawiałem był wyświęcony dokładnie wtedy co ja tzn. 29.05.1993 r.
Pokazuje mi drogę do Tuchowa na Szynwald. Żegnam się i jadę dalej. Czeka mnie najtrudniejszy jak dotąd podjazd. Jest 100 m różnicy poziomów. Około 320 m npm. Pierwszy raz byłem cały mokry od wysiłku. Trzeba wiedzieć, że na południe od Tarnowa są po prostu góry. Zostałem skierowany na Zalasową. Dzisiaj miałem największą prędkość maksymalną. Ponieważ nie działa mi licznik mogę tylko powiedzieć orientacyjnie, że było to ok. 70 km/h. Nocleg znajduję u gościnnych Redemptorystów w Tuchowie. Już po zgaszeniu światła pochylając się uderzyłem w kierownicę roweru. Odruchowo się odsunąłem i uderzyłem głową o ścianę. Dobrze, że przeżyłem.