Dzień czwarty
Rychwałd - Żywiec - Szczyrk - Wisła - Ustroń - Hermanice (10.07.2009)
(t= 5,28 h śr.= 12,5 km/h dyst.= 69 km)
Pobudka o g. 6.30. Msza św. odprawiam w sanktuarium maryjnym. Po Mszy mam sesję zdjęciową w kościele. Śniadanie jem razem z ojcami. Robie sobie kanapki na drogę. Od ojca dyrektora dowiedziałem się o sanktuarium w Szczyrku. Wyjeżdżam o g. 10.00. Od samego rana mam podjazd do Żywca. Robię krótki objazd miast (konkatedra, zamek, pałac, park). Pewien rowerzysta, kiedy przystanąłem na chwilę, spytał się czy może mi pomóc. Piękny gest. Kiedy wyjeżdżam z Żywca napotykam na krajówce 69 niesamowity ruch samochodów, także TIR-ów. A pobocza nie ma. Trzeba jak najszybciej zjechać w boczną drogę. Udaje mi się to w Łodygowicach.
Skręcam na Kalną. Jest cały czas pod górkę. Temp. około 21 °C. Później spada do 15 °C. W Szczyrku odwiedzam Centralny Ośrodek Sportu. Jestem przy skoczniach. Dowiaduję się, że czekają mnie serpentyny na przełęcz w Salmopolu. Kupuję specjalnie mapę Beskidów. Wchodzę 2 km po bardzo stromej drodze do salezjańskiego sanktuarium na Górce, rok temu koronowanemu. Oglądam z zewnątrz drewniany kościół pw. św. Jakuba. Kieruję się na Wisłę przez przełęcz. Robi się coraz trudniej, ale myślałem że będzie gorzej. Osiągnąłem najwyższy szczyt wyprawy 934 m npm. Kiedy robię sobie zdjęcie podchodzą do nie Słowaczki i pytają się o drogę. Udzielam im pomocy.
Po wjeździe przychodzi zjazd aż do samej Wisły. Podziwiam nową skocznię im. Adama Małysza. Mijam Ustronie. Cechą charakterystyczną tych stron jest to, że przeważa tu wyznanie ewangelickie. Jest sporo turystów. Widziałem kilku sakwiarzy. Do dominikanów w Hermanicach dojeżdżam o g. 20.00. Jest tam ośrodek nawet dla kilku tysięcy młodzieży. Śpię w sali na materacu. Jem kolację z własnych kanapek, które nie mogą się zepsuć i długo rozmawiam z młodzieżą.