Dzień czwarty
Nidzica - Wielbark - Myszyniec - Ptaki (3.07.2008)
(t= 6.39 h śr.= 16 km/h dyst.= 107 km)
Tej nocy znowu przeżyłem trochę strachu. O g. 1.10 w krzakach obok namiotu ktoś chodził. A byłem w środku miasta, chociaż na terenie zamkniętym. Na szczęście nic się nie stało. Budzę się o g. 6.00. Otrzymuję obfite śniadanie od rodziców proboszcza. Na drogę otrzymałem chleb z masłem i sery topione. Mszę św. odprawiam o g. 7.00 w innej parafii. Jadę na zamek krzyżacki, który o tej godzinie jest pusty. Później objeżdżam Nidzicę
Po drodze za wiele się nie działo. Droga jest wyjątkowo płaska. Jak rzadko gdzie. Asfalt jest w niezłym stanie. Dobre miejsce na kontemplację. Mało miejscowości. Sklepy są bardzo rzadko. Temperatura dochodzi do 31 °C. W Wielbarku stali bywalcy budki z piwem pokazując mi drogę proszą o 3 zł na „szkocką”. Na pytanie co tu jest ciekawego, słyszę odpowiedź, że życie biegnie i jest tylko picie. W tej miejscowości przebywał Napoleon i jego wojsko i dokonało ogromnych zniszczeń wespół z wojskiem carskim. Za miastem znowu jest dużo lasów. Ogólnie spokój i cisza. W Myszyńcu zwiedzam piękną kolegiatę. Zajeżdżam także na kąpielisko miejskie na Zawodziu.
Jadę powoli. Na „miękkich” przełożeniach. Traktuję ten dzień jako dzień odpoczynku. Ale 100 km muszę przejechać. Spotykam konie które same pozują do zdjęcia. Zakupy robię w Turośli. To pierwsza miejscowość w której jest sklep od prawie 20 km. Jestem na Podlasiu. W Ptakach kąpię się w rzece Pisie. Jest ona w tym miejscu bardzo rwąca i uprawiam styl pływania w miejscu. Miło rozmawiam z panią z Kolna, która przyjechała tu z dziećmi. Próbuję nad rzeką znaleźć nocleg ale jest za duży ruch. Rozbijam się niedaleko w lesie za szkołą. Kładę się o g. 22.30.