Dzień piąty
Hermanice - Cieszyn - Zebrzydowice - Jastrzębie Zdrój - Wodzisław Śląski - Pszów - Racibórz (11.07.2009)
(t= 6,38 h śr.= 14,5 km/h dyst.= 82 km)
Rano o g. 9.00 odprawiam Mszę św. z dominikanami i młodzieżą. Później wspólne śniadanie (pieczona kiełbasa). Jest dosyć zimno - 18 °C. Wyruszam o g. 10.30. Młodzież ma już wykład z bioetyki. Jadę przez Goleszów. Jest pagórkowato. Dojeżdżam do Cieszyna. Dzieli się na dwie części - polską i słowacką. Miasto zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Niestety trwa remont wzgórza zamkowego. Jadę na stronę czeską jednym mostem, a wracam drugim. Strona czeska jest mniej ciekawa. Ruch tam też o wiele mniejszy. Nazwy ulic są po czesku i polsku.
W Cieszynie widać ruch zakupowy w dwie strony. Spotykam również zespół ludowy z Czech. Ruszam dalej. Obiad jem na zamku w Kończycach Małych. Specjalność restauracji - Jadło drwala, mała porcja za 13 zł. Odbywają się tu 2 wesela. Kelner mówi, że jest tu tak co tydzień. Jadę przez Jastrzębie Zdrój. Bardzo długo jadę przez to miasto. Zatrzymuję się w Wodzisławiu Śląskim. Mała miejscowość, ale przytulna. W Pszowie jestem przy sanktuarium MB Uśmiechniętej. Niestety trwa Msza św. i nie mogę wejść (sobota wieczór). Ruszam więc dalej. Ktoś po drodze życzy mi dobrej podróży. Mijam kilku sakwiarzy.
Zjeżdżając z większej górki szybko nabieram prędkości. Próbował mnie wyprzedzić samochód osobowy, ale ja jechałem 50 km/h. Niestety przed nami był radar i tak jechaliśmy równolegle po wąskiej drodze aż nie minęliśmy radaru. Było bardzo niebezpiecznie. W Raciborzu oglądam prezentacje muzyczne ogniska twórczego. Jadę do znajomego księdza proboszcza z parafii NSPJ. Jestem tam o g.19.30. Czeka mnie tam niespodzianka w postaci pierwszego spotkania modlitewnego osób które były na rekolekcjach dla muzyków. Po kolacji rozmawiamy z misjonarzem z Peru. Kładę się o g. 23.30.