Dzień dziesiąty
Szklarska Poręba - Świeradów Zdrój - Lubań - Nowogrodziec - Kliczków (16.07.2009)
(t= 6,12 h śr.= 14,5 km/h dyst.= 90,5 km)
Wstaję o g. 7.00. Niestety nie mogę pochwalić tego kempingu. Jest bardzo brudno w ubikacji. Nie ma ciepłej wody. Płacę 10 zł. Teraz trochę turystyki pieszej. Udaję się pieszo do Wodospadu Szklarki. Znajduję się on na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego dlatego trzeba zapłacić za wstęp 5 zł. Po spakowaniu się wyruszam o g. 10.00. Jest znowu pod górkę. Dojechałem do Górnej Szklarskiej Poręby, czyli do centrum. Dopiero teraz zobaczyłem miasto jadąc nim 8 km. Jest mnóstwo ludzi. Dużo wycieczek, a także sportowców. Dzieci bawią się na placu zabaw przy Skwerze Radiowej Trójki. W piekarni, gdzie robiłem zakupy, rozmawiam o wyprawie i dalszej trasie. Ma być na początku trudno, ale ładnie. Jest tak jak mówił piekarz. Najpierw 3 km ostro pod górkę. Piękne widoki na Karkonosze.
Mijam Zakręt Śmierci. Wysokość powyżej 700 m npm. To jest czwarta wysokość wyprawy po granicy z Czechami, Przełęczy Salmopolskiej i Rozdrożu Kowarskim. Później jest płasko. Droga wije się wśród lasów. Następnie jest 5 km zjazd do Świeradowa Zdroju z widokiem na Góry Izerskie. Muszę przyznać, że była to najładniejsza widokowo trasa na całej wyprawie. A chciałem jechać inną drogą. Temperatura powyżej 30 18 °C. Świeradów Zdrój to miejscowość typowo zdrojowa, jak sama nazwa wskazuje. Widzę sporo Niemców. Do granicy przecież jest niedaleko. Część Zdrojowa jest bardzo spokojna. Chodzę sobie po deptaku Domu Zdrojowego. W parku jest pusto. Dopiero na deptaku widać jakieś życie. Wszędzie są bardzo strome podjazdy.
Po krótkim objeździe miasta, kieruję się w stronę granicy z Czechami przez osiedle Czerniawa Zdrój. Muszę podchodzić i to z wielkim trudem. Co chwilę przystaję by odsapnąć. Jest tak stromo. Nachylenie nawet 15 %. Mijam Kolej Gondolową Świeradów-Zdrój. Widać, że cieszy się dużym powodzeniem. Po kilku kilometrach doszedłem do szczytu na wysokość ok. 700 m npm. Później już tylko zjazd do Leśnej na 200 m npm. Tak opuszczam góry. Kiedy zaczął się ten zjazd to poczułem mocne szarpnięcie i poczułem, że coś jest nie tak z hamulcem tylnym. Myślałem, że mam już tylko przedni. A jechałem 40 km/h. Powoli wyhamowałem i zacząłem szukać przyczyny. Okazało się, że pękła mi szprycha w tylnym kole. Koło zaraz zaczęło bić na boki. Ostrożnie ruszyłem dalej. Oglądam ciekawe ruiny XIV wiecznego zamku w Świeciu, w które ktoś zaczął inwestować.
Mijam Miłoszów. W czasie wojny istniała tam filia obozu Gross-Rosen, gdzie do dziś zachowała się fabryka oraz 2 wejścia do sztolni, budowane przez więźniów. Zasypane zaraz po wojnie, oznaczone jako obiekty niespenetrowane. Z kolei zwiedzam ciekawe miasto Lubań. Położone w polskiej części Łużyc Górnych na Pogórzu Izerskim, nad rzeką Kwisą. Leży na międzynarodowym szlaku pątniczym - Drodze św. Jakuba. Zbiegają się tu trzy jego odcinki: Dolnośląska Droga św. Jakuba, Via Regia oraz Via Cervimontana. Na mapie miałem zaznaczony Nawojów Łużycki jak miejsce z zabytkiem. Nic nie mogłem dostrzec. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem tył tamtejszego kościoła. Znajdowały się tam pozostałości dworu renesansowego z połowy XVI wieku. Zachowały się piękne renesansowe krużganki z około 1570 roku. Mszę św. odprawiam w miejscowości Nowogrodziec w późnobarokowym kościele pw. Św. Pawła i Piotra o g. 18.00.
Wszyscy pytali się mnie o św. Jakuba. Okazało się, że miasto także leży na tym szlaku. Jest zwane miastem „dobrego garnka” ze względu na tradycje ceramiczne. Dzięki życzliwości kościelnego mogę troszkę dłużej pobyć w środku kościoła. Oglądam okazałe ruiny klasztoru Magdalenek z XIII w. Kieruję się na Osiecznicę. W Kliczkowie udaję się przed zamek, na którym jest impreza i nie można wejść do środka. W wiosce miał być ksiądz, ale tu nie mieszka. Pytam się więc o nocleg gdzie indziej. Zostaję skierowany do pana Janka koło elektrowni wodnej. Tam znajduję miejsce. Warunki całkiem nieźle. Nocleg kosztuje 30 zł.