Dzień siedemnasty
Niechorze - Cerkwica - Gryfice - Świdwin - Kluczewo (23.07.2009)
(t= 8,06 h śr.= 15 km/h dyst.= 122 km)
Wstaję o g. 7.00. O g 8.00 jestem spakowany. Panu Eugenia przynosi mi śniadanie. Chwilę rozmawiamy o problemach. Idę na plażę klifową za dnia. Mam jakieś 300 m. Później pamiątkowe zdjęcie z gospodarzami i wyjazd o g. 9.00. Jadę na Karnice. W okolicach tej miejscowości nawierzchnia drogi jest niezbyt dobra. Wcześniej jest znacznie lepiej. Mijam Cerkwicę. Tam w 1124 roku odbył się uroczysty chrzest ludności Pomorza Zachodniego przeprowadzony przez misjonarza św. Ottona z Bambergu. Warto ją odwiedzić ze względu na gotycki kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa.
U stóp wzgórza kościelnego, po drugiej stronie drogi i za ogrodzeniem boiska sportowego rośnie kępa dębów. W ich cieniu chowają się cembrowana kamieniem polnym studnia (niestety wyschnięta) i również kamienny obelisk z krzyżem i tablicą pamiątkową. Według tradycji tu znajdowało się baptysterium, czyli jedno z miejsc, gdzie biskup Otton z Bambergu dokonywał chrztu Pomorzan zamieszkujących najbliższą okolicę. We wsi Karnice znajduje się kościół z XV wieku, przebudowany w stylu barokowym w XVIII wieku oraz romantyczna kaplica pogrzebowa z XIX wieku. Dojeżdżam do Gryfic gdzie zwiedzam zabytkową basztę i bramy. Zachodzę do cukierni i kupuję sobie ciasto z jabłkiem i wiśnią oraz mleko. Odpoczywam w parku miejskim. W tym czasie dzwonię do sióstr w Połczynie Zdroju pytając się o nocleg. Ale nie mają miejsca.
Postanawiam więc jechać inaczej niż przez Połczyn. Jadąc przez Gryfice dostaję zaproszenie na pomidory, ale dziękuję ponieważ długo już odpoczywałem. Moja trasa prowadzi przez Brojce i Rzesznikowo. Znowu atakują mnie te małe muszki chyba ziemiórki. Trzy kilometry jadę główną drogą, ale jest pobocze. W Rymaniu skręcam na Sławoborze. Dojeżdżam do Świdwina. Siedem minut przed osiemnastą jestem przed kościołem Matki Bożej Nieustającej Pomocy powstałym w latach 1338-1469. O g. 18.00 odprawiam Mszę św. Zostaję zaproszony na kolację przez najstarszego wikariusza ks. Piotra. Jem jego specjalność - jajecznicę. Rozmawiamy o noclegu. Tutaj dla mnie jest za blisko. Proponuje, że zadzwoni do proboszcza parafii w Kluczewie. Tam ksiądz jest zajęty, ale porozmawia z sołtysem. Tak mam nocleg.
Niestety jest trochę daleko. Okazało się, że to 35 km. Jest już g. 19.30. Teren bardzo pagórkowaty. Szybkie zjazdy i podjazdy na najlżejszych przełożeniach. Jest bardzo ładnie. Ti jest teren Drawskiego Parku Krajobrazowego. Robi się ciemno. Pierwszy raz jadę przy świetle czołówki. W zupełnych ciemnościach dojeżdżam o g. 22.00 do Kluczewa. Pije herbatę z sołtysową która już na mnie czekała i jem bardzo dobre cukierki krówki produkowane w miejscowej firmie Gniewko Kluczewo. Idę na świetlicę wiejską. Miejscowi chłopacy myśleli, że jest jakaś impreza i dobijali się do mnie, ale dali mi spokój.