Dzień osiemnasty
Kluczewo - Borne Sulinowo - Nadarzyce - Jastrowie - Złotów (24.07.2009)
(t= 6,50 śr.= 16,6 dyst.= 114 km)
Pobudkę mam o g. 7.00. Spakowany jestem o g. 8.00. Czekam na syna sołtysa, który miał przyjść, ale go nie ma. Idę na zakupy (trzy bułki i dżem w piątek) i jadę do domu sołtysowej. Budzę jej syna i daję mu klucz od świetlicy. Temperatura tylko 19 °C. Jadę przez Chłopowo i Łubowo. Od Liszkowa przez 9 km prowadzi betonówka aż do Bornego Sulinowa. Jest płasko. Na jednym z niewielu wzniesień wyprzedza mnie rowerzysta. Na górce nabrałem dużej prędkości i rozpędzony tylko śmignąłem koło niego. Bardzo się zdziwił. Spotykam się ze znajomą rodziną z Piły.
Idziemy zwiedzić dawny dom oficera z salą balową i teatralną. Wszystko jest zdewastowane. Oglądamy także dom sióstr klauzurowych. Po herbatce i rozmowach ruszam o g. 13.10. Za Bornem Sulinowo chce mi się mocno spać, więc chwilę odpoczywam. Jadę do tamy na rzece Piława. Jakaś grupa kajakarzy musi wyjść na brzeg. Zbierają się chmury i zaczyna padać. W pewnym momencie wręcz leje. Są błyskawice. Chowam się na chwilę pod wiatą. Nie zapowiada się jednak, że przestanie więc jadę dalej w strugach deszczu. Momentami czuję się jak na rowerze wodnym.
Niestety przez tę ulewę źle skręcam i nadrabiam drogi. Cały czas pada. Dopiero przed drogą krajową na Jastrowie przestaje. Dzisiaj nadrobiłem chyba z 30 km. Teraz jadę główną drogą. Jakoś da się jechać chociaż nie ma pobocza. Wyszło słońce. W Jastrowiu jestem o g. 18.45. Tutaj nie widać śladu deszczu. Jadą przez Nowiny spotykam moich dawnych parafian. Ta wieś należy do mojej poprzedniej parafii w Złotowie. Mijając mnie przed Złotowem inni parafianie trąbią na mnie, ponieważ mnie rozpoznali. Na plebanii w Złotowie jestem o g. 19.55. Składam życzenia imieninowe gospodyni pani Krystynie. Odwiedzam znajomych, a później spać.