Dzień trzeci
Gdańsk - Sopot - Gdynia - Puck - Władysławowo - Hel (18.08.2009)
(t= 7.04 h śr.= 15.2 km/h dyst.= 108 km)
Pobudka o g. 7.15. Mszę św. odprawiam w prywatnej kaplicy salezjanów. Po niej śniadanie. Rozmawiam z gospodynią i proboszczem, który mi poddaje pomysł wyjazdu młodzieży na wyprawę. Na razie mam inne plany. Z Oruni jadę do centrum główną drogą. Jest duży ruch, ale można się zsynchronizować ze światłami. Objeżdżam Stare Miasto. Jadę pod Stocznie Gdańską. Jestem po pomnikiem Trzech Krzyży. Później kieruję się na Brzeziny. Prowadzi mnie tam bardzo dobra ścieżka rowerowa. Brawo Gdańsk. Skręcam na miejsce budowy stadionu na Euro 2012 Baltic Arena. Jest blisko, zdaje się, że nieczynnej, stacji Gdańsk Zaspa Towarowa. Jeszcze jest dużo do zrobienia.
Dalej znowu ścieżką rowerową nad morze wzdłuż ulicy gen. Hallera, dawniej Marksa. Wiem ponieważ mam stary plan Gdańska. Spotykam moją uczennicę ze Złotowa, która dorabia sprzedając wędzone ryby. Będzie studiować w Gdańsku. Jadę na chwilę na molo w Brzeźnie. Jest sporo ludzi, chociaż pogoda nie za bardzo. Jest dosyć zimno (23 °C) i wieje silny zimny wiatr. Wzdłuż wybrzeża prowadzi genialna ścieżka rowerowa, bardzo intensywnie wykorzystywana przez rowerzystów. I ja z niej korzystam. Piesi muszą nieraz trochę poczekać, aby przez nią przejść. Ścieżka doprowadziła mnie do mola w Sopocie. Tutaj jest zakaz jazdy. Wjeżdżam na plażę. I dalej ścieżką rowerową. Niestety w pewnym momencie się kończy i trzeba iść plażą kilkaset metrów.
W Gdyni jest najpierw fragment drogi leśne. Później jest kilkadziesiąt schodów. Zamieniam się w tragarza. Czują to moje krzyże. A dalej już tylko drogi miejskie. Jadę na wyczucie jak najbliżej morza. W Gdyni niektóre ulice mają duże stromizny i po 11 %. Udaje mi się trafić na deptak nadmorski. Dojechałem do Skweru Kościuszki. Widzę nowe nieznane mi budynki. Zacumowany jest żaglowiec Zawisza Czarny. Duża kolejka na ORP Błyskawica. Jadę do Portu Gdynia, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Wieje bardzo mocno. Jadę 12 km/h. Obieram kierunek na Obłuże. Tutaj znajduję miejscowego rowerzystę, który staje się moim przewodnikiem. Pokazuje mi skrót na Kosakowo. Droga jest do przejechania. Mijam Lotnisko w Babich Dołach, gdzie kiedyś byłem w wojsku. Dalej Pierwoszyno. Kieruję się na Mrzezino. Jadę wzdłuż Rezerwatu Beka. Droga asfaltowa jest bardzo słaba. W Mrzezinie jest bardzo duża góra. W Smolnie jest dosyć dużo turystów. W Żelistrzewie mijam bar Country. I dojeżdżam do Pucka o g. 18.00.
Robię rundę po mieście. Z pucka, zresztą aż do samego Helu, prowadzi ścieżka rowerowa. Mam przed sobą kawał drogi. Jednak Trójmiasto, słabe drogi i cały czas silny wiatr, bardzo mnie opóźniły. W Swarzewie ludzie wychodzą z Mszy z Sanktuarium Maryjnego Królowej Polskiego Morza. Wjeżdżam na pomost. Jem kolację z Oruni i rozmawiam przez chwilę z rowerzystą, który dojechał z grupą do Ustki i teraz już wraca do Gdańska. Nocleg ma tutaj. Ja jadę dalej co sił w nogach. Na szczęście przestało wiać. Często na liczniku mam 25 km/h. Jak na mnie bardzo dużo. W Jastarni jadę przez jakiś czas za miejscowym cyklistą. Rozmawiamy o wykorzystaniu ścieżki rowerowej przez pieszych. W Helu zmęczony jestem o g. 20.35. Jest już ciemno. Namiot rozbijam, przy świetle czołówki, na polu namiotowym Wrota Helu. Koszt 14 zł. Nie ma tutaj w ogóle komarów.