Dzień piąty
Stilo - Łeba - Lębork - Sianów - Chmielno (20.08.2009)
(t= 7,26 h śr.= 12,6 km/h dyst.= 94 km)
O g. 4.00 obudziło mnie zimno. Było 6 °C. Ubrałem się cieplej i spałem dalej. O g. 7.00 w namiocie było 9 °C. Jest bardzo mokro i zimno, mimo tego, że nie padało. Kieruję się szlakiem czerwonym o międzynarodowy R10. Koło harcerzy skręcam. Zostawiam rower w krzakach i idę do latarni. Wracam na skróty przez las i idealnie udaje mi się trafić. Wchodzę na wydmy, które pokazały się 2 km od Stilo. Szlak do Łeby okazał się bardzo trudny. Jest błoto, piach, korzenie, dużo zakrętów, góreczek leśnych. W pewnym momencie pod błotnik wpadła mi gałąź i po prostu prostu się podkręcił. O mało co nie zrobiłbym fikołka. Wyprostowałem plastikowy błotnik i pojechałem dalej. Coś mi jednak haczy.
Jedenaście kilometrów robię w około 1.5 godziny. Spotkałem małżeństwo niemieckie. Nie wiedząc o tym zagadnąłem po polsku. Dogadaliśmy się po angielsku. Jadą do Gdańska. Na tej trasie zwątpili czy dojadą do Stilo, ale pokazałem im mój obładowany rower i powiedziałem, że ja przejechałem. Robi się gorąco, wręcz upalnie. Na plaży w Łebie jest niesamowita ilość ludzi. Stojąc przy wejściu do plaży ciągle tylko słyszę okrzyki z tego powodu. Sam również się zdziwiłem. Jeżdżę po Łebie. Jestem w porcie. Widzę potężne motorówki z wieloma silnikami. Kupuję sobie puchar lodowy. Jem obiad w restauracji Willa Róża za 16 zł (rosół, udko kurczaka, ziemniaki, surówka). Był bardzo smaczny i obfity. O g. 13.00 wyjeżdżam z Łeby.
Kieruję się na Lębork. Chciałem wjechać do rodziny proboszcza ze Złotowa, ale najpierw mnie , jak mówię, zmuliło i musiałem się chwilę położyć, a później musiałem jeszcze ostatecznie zdjąć błotnik, który jednak nie nadawał się do użytku. Zajęło mi to tyle czasu, że nie ma co. Trzeba jechać dalej. Troszkę pojeździłem po Lęborku i kieruję się na Linie. Bardzo spokojna i pagórkowata trasa. Górki po 5 %. Nie idzie się rozpędzić z górki by wjechać. Trzeba jechać na najmniejszych przełożeniach. Jestem w końcu w Szwajcarii Kaszubskiej. Bardzo tu ładnie. Wiele jezior (Pojezierze Kaszubskie). I górki. Jadę przez Strzepcz do Sianowa do Sanktuarium Matki Boskiej Sianowskiej Królowej Kaszub.
Szukam noclegu, ale nic z tego. Sklepikarka kieruje mnie na Garcz. To był najtrudniejszy odcinek jeżeli chodzi o góry nawet 11%. Po 7 km dojeżdżam do Chmielna, które jest nazwane perełką Kaszub. Miejsca noclegowe są zajęte. Udaję się na kemping Tamowa. Jestem tam o g. 20.45. Jest już zupełnie ciemno. Niedaleko jest jezioro. Rozkładam namiot, biorę prysznic i idę spać.